Paskudnie się
ten dzień dzisiaj
rozpoczął . Najpierw nocne rozmowy telefoniczne
i katowanie siebie i innych aby potem tylko dojść do wniosku ,że to co
robię , nie ma żadnego sensu . Powtarzam tylko frazesy i próbuje zwrócić na siebie
uwagę , że to niby ja jestem najważniejszy i tylko ja się liczę. Potem
prozaiczne problemy najpierw z samochodem , potem złośliwość rzeczy martwych.
Nasz kot żegna się z życiem , pora na niego ma już 19 lat. Sąsiad
drze się w niebo głosy ,że mu woda z mojej rynny spada na jego grunt , te
cholerne 2 cm. W telewizji sieczka , jedni i drudzy skaczą sobie do gardeł. Boję
się nawet otworzyć lodówkę bo mi cały trybunał konstytucyjny wylezie. Ochroniarz w pobliskim sklepie patrzy na mnie z
miną ormowca , widząc we mnie potencjalnego złodzieja koszyków. Już 3 lata jak
jestem sam, choć wielu przyjaznych ludzi
wokół . No i jak tu żyć ? .
Wczoraj
telefon dzwonił , kolega prosi ‘’Maksiu
podjedz jutro weź zrób parę zdjęć , wiesz ten bal charytatywny w sobotę,
zbieramy na dzieci ‘’ Dobra myślę , nie ma problemu. Trzeba będzie się wziąć w garść
i pójść i jak wtedy rok temu na Ukrainie
wysłuchać , pozwolić aby ludzie się otworzyli , zobaczyć ludzkie nieszczęście z
bliska.
Paskudnie się
czułem w ten dzień lutowy , bardziej przypominający szarą polską jesień .Tu
nagle niespodzianka , spotykam ludzi , którzy uśmiechają się , czasami przez łzy . Tyle w nich pozytywnej energii
,tej której mnie właśnie zabrakło , Przecież oni walczą z czymś, co przerosło
by nawet dorosłą osobę . Rodzice walczą o swoje dzieci , mając świadomości ,że
ta walka może być przegrana, że chorobę można tylko zatrzymać ale nie można cofnąć
. Czym są więc moje problemy? . Nie wyobrażam siebie w takiej sytuacji ,czy
dałbym rade ? Tym większy szacunek dla nich ,że walczą ,że się nie poddają . Możliwe
,że gdzieś w kącie , użalą się nad swoim losem ale nigdy nie pokażą tego swoim dzieciom . To prawdziwi
wojownicy , jest takich wielu nawet wśród moich znajomych , Chwała in za to .
Dlatego wspierajcie ich nie tylko na balach charytatywnych ale tez każdego dnia
. Nawet kiedy przyjadą się do Was wyżalić na swój los , może to oni właśnie wam
pomogą i pokażą ,że można.
(...) lecz ci,
którzy ufają Panu, nabierają siły, wzbijają się w górę na skrzydłach jak orły,
biegną, a nie mdleją, idą, a nie ustają.
Max Ciszek serdecznie dziękujemy za parę chwil poświęconych naszym dzieciom. Maluchy i my - rodzice, jesteśmy wdzięczni. Emotikon heart
OdpowiedzUsuńTekst przepiękny, aż urosły Nam skrzydła w siłę do dalszych działań. Dzięki wszystkim osobom,które okazują Nam swoją pomoc choroba choć na chwilę przestaje się wydawać Nam walką z wiatrakami, wszystko co robimy dla Naszych dzieci każdego dnia zostawia widoczny w nich ślad.
Dziękujemy.
Beata Stąpor: Max cieszy że jesteś i tak bezinteresownie pomagasz dlatego każy dzień ma sens .Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńrzysztof Makoski: DZIĘKI MAX.BARDZO PIĘKNIE POKAZAŁEŚ RADOŚĆ ŻYCIA W TAK CIĘŻKIEJ CHOROBIE.
OdpowiedzUsuńAnna Pająk: Tekst Nie wymaga komentarza, miejsca na balu jeszcze są zatem zapraszam wszystkich którzy czują potrzebę pomagania innym.Dobro zawsze wraca ......dziękuje Max Ciszek
OdpowiedzUsuńWystarczy przeczytać, nie ma tutaj co dodać , nie ma co ująć..
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że tekst otworzy niektórym oczy.
Niestety punkt widzenia zmienia się dopiero zależnie od punktu "siedzenia".
Życie z dzieckiem nieuleczalnie chorym w dodatku niepełnosprawnym doświadcza Nas każdego dnia na nowo, daje niesamowitą lekcje bytu i uświadamia najmocniej jak może co jest w całym naszym marnym człowieczeństwie faktycznie ważne.
To ciężkie życie,jeden z cięższych kawałków chleba, wie to tylko ten kto doświadczył. Jednak cuda się zdarzają, wierzymy w to mimo, iż nadzieja podobno jest matką głupich.
Roman Kubicza :Jest dobrze, że akurat ktoś taki jak Max jest tu, z nami. I coś dla nas zrobić może. Jednak gdy sam nas potrzebuje tym bardziej się zameldujmy.
OdpowiedzUsuńWarto na chwile sie zatrzymac i przeczytac.
OdpowiedzUsuń