W ubiegłym tygodniu udałem się
na pokaz filmu dokumentalnego pani Anny Ferens pod tytułem "Punkt Oparcia"
mówiącego o przemianach ustrojowych w Europie Wschodniej zapoczątkowanych
w Polsce w latach 80 tych.
Szczerze mówiąc, polityka
kompletnie przestała mnie interesować.
Kiedyś się cieszyłem, że udało mi się zrobić fotkę czy zamienić kilka
słów z kimś ważnym. Człowiek czuł się sztucznie doceniony i wydawało mu się, że
jest kimś ważnym. Teraz widzę, że to jest sztuczne kreowanie idoli czy to
polityków, gwiazd ekranu czy sportu a tak naprawdę większość tych ludzi
nie zasługuje na żadne czerwone dywany lub temu podobne insygnia wykreowanej
przez ludzka wyobraźnie chwały. Może tu się narażę wielu znajomym ale wieszanie
zdjęcia papieża, nie czyni cię świętym.
Wracając do spotkania i całego filmu to nasunęła tez mi się jeszcze jedna refleksja na temat ludzi, którzy w swoim mniemaniu są wybitnymi ekspertami a przecież wiadomo, że gdzie jest dyskutuje dwóch Polaków zawsze są trzy odmienne zdania. Jednak najbardziej denerwujący są ci ludzie, którzy nie mieszkając w Polsce, którzy te czasy znają tylko z przekazów telewizyjnych, mieszkając tutaj w Ameryce zabierają najwięcej głos. Ja osobiście mieszkając tutaj, mając podwójne obywatelstwo zdecydowałem się nigdy nie głosować w wyborach w Polsce (mam na myśli okręgi wyborcze w Stanach), niech ludzie tam decydują co chcą. Skąd my żyjąc tutaj mamy wiedzieć co jest dobre. Czy przekaz telewizyjny lub prasowy jest wystarczający aby wyrobić sobie zdanie. Wydaje mi się, że nie. Wpadł mi w ręce doskonały komentarz profesora Bielenia, dotyczący wydarzeń na Krymie, z którym trudno się nie zgodzić:
Wracając do spotkania i całego filmu to nasunęła tez mi się jeszcze jedna refleksja na temat ludzi, którzy w swoim mniemaniu są wybitnymi ekspertami a przecież wiadomo, że gdzie jest dyskutuje dwóch Polaków zawsze są trzy odmienne zdania. Jednak najbardziej denerwujący są ci ludzie, którzy nie mieszkając w Polsce, którzy te czasy znają tylko z przekazów telewizyjnych, mieszkając tutaj w Ameryce zabierają najwięcej głos. Ja osobiście mieszkając tutaj, mając podwójne obywatelstwo zdecydowałem się nigdy nie głosować w wyborach w Polsce (mam na myśli okręgi wyborcze w Stanach), niech ludzie tam decydują co chcą. Skąd my żyjąc tutaj mamy wiedzieć co jest dobre. Czy przekaz telewizyjny lub prasowy jest wystarczający aby wyrobić sobie zdanie. Wydaje mi się, że nie. Wpadł mi w ręce doskonały komentarz profesora Bielenia, dotyczący wydarzeń na Krymie, z którym trudno się nie zgodzić:
Rosyjska interwencja na Krymie i jego inkorporacja w
skład Federacji pokazały, jak kruche jest prawo międzynarodowe, jak słabe są
możliwości jego egzekwowania. Pokazały także mizerię intelektualną
komentatorów, brak wiedzy i kwalifikacji merytorycznych, aby taką sytuację
kompetentnie analizować i oceniać. Zamiast wiedzy analitycznej, rozlała się
fala histerycznych komentarzy, które przeciętnemu zjadaczowi chleba bynajmniej
nie ułatwiają zrozumienia istoty zaistniałej sytuacji. Przede wszystkim,
zarówno media jak i politycy posługują się retoryką skrajnie emocjonalną i
negatywnie wartościującą, będącą rezultatem syndromu myślenia grupowego,
skupiającego uwagę na "agresji Moskwy", w oderwaniu od kontekstu i
wydarzeń poprzedzających. Nikt nie chce słyszeć o przyczynach i początkach
całego procesu, niemal wszyscy natomiast koncentrują uwagę na skutkach, których
zresztą do końca nie znamy .Syndrom taki, dobrze opisany w literaturze
amerykańskiej (także jako syndrom "ogłupienia zbiorowego"),
znany jest z czasów kryzysu rakietowego na Kubie 1962 r. Wtedy o mało co
nie doprowadził do uruchomienia przez USA dźwigni atomowej. Obecnie pojawił się
znowu w kontekście interwencji Rosji na Krymie
To moja krótka relacja ze tego spotkania zrobiona na
zlecenie Tygodnika Polskiego.
"A place to Stand" from Polish Weekly on Vimeo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz