Dzisiaj
dokonałem odkrycia, byłem obecny ciałem ale nie duszą w moim zamkniętym
świecie. Dni zaczynają się układać w pewną rutynę. Pobudka o 5:45 Am, 6:00 Am
śniadanie, nazwane tutaj „ciao", zresztą
jak każdy posiłek, staram się spożyć jak najszybciej aby wrócić z powrotem do łóżka tak aby złapać jeszcze 2
godziny spania przed wyjazdem do pracy w schronisku. Budzę się o 7:45 Am i w
parę minut jestem gotowy do podpisania papierów na dole i przebrania się w
pasiaki. Czasem jeszcze w biegu zrobię kawę, jeżeli czas pozwoli. Około 8:20 Am,
przyjeżdża ktoś ze schroniska dla
zwierząt i jedziemy do pracy. Droga to tylko 7 minut. Od momentu pojawienia się
na miejscu. Następuje tzw. celebracja czasu, czyli dokładnie jego zaplanowanie.
Tak aby można było to co, można zrobić w dwie godziny, rozciągnąć do 6 godzin.
Tak więc na początku obchód całego schroniska, tak aby zobaczyć czy kto przybył
lub kto ubył w międzyczasie . Oczywiście podczas tej rutyny wszyscy mieszkańcy,
tego w gruncie rzeczy, przykrego miejsca, bo dla większości to jest ostatni
przystanek przed śmiercią. Wszyscy gromko odszczekują lub odmiałkują swoja
listę obecności. Potem zaczyna się sprzątanie poszczególnych pomieszczeń:
dzikie koty, dzikie psy, izolatka, adopcją, rutynowka, czyli pomieszczenie
gdzie przyjmuje się nowych pacjentów lub też czasami służy za miejsce
egzekucji. Byłoby niesprawiedliwe pisać tak dużo o śmierci, bo jest też to
szansa dla niektórych zwierząt na przeżycie i znalezienie domu.
Lużny zapis moich przeżyć , nie chronologiczny ale spontaniczny blog. Pisany nie tylko jako świadectwo ale też zapis moich myśli i przeżyc. Troche jak pamiętnik ale i też miejsce gdzie w danej chwili mogę się wykrzyczeć i poskarżyć na świat. Nie pisany czystą polszczyzną ale za to z serca. Dużo zdjęć i wkrótce kanał video bo wiadomo : A Picture is worth a thousand words.
Translate
czwartek, 10 kwietnia 2014
Grudzien 20
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz