Film
"Niebo istnieje... naprawę", zrealizowany został na podstawie
światowego bestselleru. Książka sprzedała się w 8 mln, przetłumaczona na 35
języków. To prawdziwa historia Coltona Burpo, chłopca, który podczas operacji
znalazł się na granicy życia i śmierci.
Czteroletni Colton Burpo, syn pastora Kościoła Wesleyańskiego Todda i jego żony
Sonji, młodszy braciszek Cassie, nagle ciężko zachorował. Błędna lekarska
diagnoza doprowadziła do rozlania się wyrostka, a w efekcie do operacji, po
której nawet chirurdzy nie obiecywali sobie zbyt wiele. Nieoczekiwanie mały
Colton wyzdrowiał, ku ogromnej radości całej rodziny. Nikt jednak nie
spodziewał się usłyszeć niesamowitej i pięknej historii, jaka popłynęła z ust
chłopczyka wkrótce po opuszczeniu szpitala.
Colton
bez najmniejszej zachęty czy sugestii z zewnątrz zaczął snuć opowieść o tym,
czego doświadczył, gdy podczas operacji opuścił swoje ciało. Choć nikt mu o tym
nie wspominał, ze szczegółami opowiadał o tym, co w czasie zabiegu robili jego
rodzice, a także - co wprawiło najbliższych w prawdziwą konsternację i
zdumienie - o swojej wizycie w niebie.
Colton
śmiało i bez wahania, używając prostych słów i sformułowań charakterystycznych
dla małego dziecka, opisywał niebo, spotkanie z Jezusem i aniołami.
Zadziwiające jest to, że operował przy tym szczegółami dokładnie pasującymi do
przekazów biblijnych, nawet tych mało znanych, oraz takimi, których ze względu
na swój wiek nie mógł znać, słyszeć ani też rozumieć (stygmaty Jezusa, Armageddon).
Precyzyjny przekaz czterolatka nie mógł zostać w żaden sposób zasugerowany,
mógł zrodzić się jedynie jako efekt autentycznych przeżyć.
Colton
opowiadał także o spotkaniu ze zmarłymi członkami rodziny: z pradziadkiem,
którego nigdy nie poznał oraz z siostrzyczką, o której poronieniu Todd i Sonja
nigdy nie wspominali.
Poraża
sposób, w jaki Colton ujmuje najbardziej skomplikowane teologiczne doktryny i
najmniej zrozumiałe fragmenty Biblii - z zadziwiającą prostotą, naiwnością i
swobodą czterolatka, a jednocześnie powalającą na kolana trafnością i precyzją.
Porusza i skłania do refleksji to, jak prostymi słowami ujął istotę Boga, ogrom
Jego miłości czy sens Zmartwychwstania. Zadziwia prostolinijność jego opowieści
o tym, co działo się w czasie operacji oraz o wydarzeniach sprzed jego
narodzin, które zgadzały się co do joty. Nie wyobrażam sobie, że ktokolwiek
mógłby zasugerować te wszystkie wizje i obrazy małemu dziecku, wierzę, że są
one nieskażone jakimikolwiek naleciałościami z zewnątrz, a co za tym idzie -
wynikiem prawdziwych przeżyć.
Historia
Coltona, brzmiąca tak autentycznie i wiarygodnie, niesie w sobie przesłanie dla
żyjących idealnie komponujące się z chrześcijańską doktryną. To już nie tylko
powtarzane do znudzenia słowa, ale prawdziwe świadectwo wsparte doświadczeniami
małego chłopca niosące nadzieję, otuchę i pocieszenie.
Ta
intrygująca opowieść inspiruje, wzrusza, promieniuje ogromną siłą przekazu.
Rozbrajająca prostota, dziecięca niewinność i bezpretensjonalna naturalność
przemawiają za jej prawdziwością niezależnie od tego, jak bardzo
nieprawdopodobna nam się wydaje. Napisano wiele książek o przeżyciach na progu
śmierci, ale ta przekonuje bezinteresowną szczerością i spontanicznym
autentyzmem, a ponadto pozwala ujrzeć wieczność oczami małego dziecka.
Bardzo
ważne jest to, że ten film do niczego nie zmusza i niczego nie narzuca,
nie pretenduje do roli zbawiciela ludzkości. To po prostu opowieść o
przeżyciach czterolatka, piękna i wzruszająca w swej prostocie i głębi. Pozwala
spojrzeć na życie z innej perspektywy - zadziwiającej, ale jakże atrakcyjnej!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz